Po operacji serca Maryśki zostałem zaorany pługiem ciągniętym przez dwa woły. Lemiesze pługa ryły głęboko i równo. Mój opór wobec tego co się działo przestał istnieć. Pytania o sens, o cel straciły sens i stały się bezcelowe. Nie ma tam, na końcu znęcania się Demiurga na życiem żadnej odpowiedzi. Jest tylko cisza i ciągnący się czas. Straszne połączenie.
Kiedy Ją zobaczyłem, to z jednej strony zwinąłem się w kłębek, a z drugiej poczułem ulgę. Że teraz. Niedługo. Ona umrze. Jej i nasze cierpienie skończy się. Przeszłość zabierze Marię.
Ale.
Następnego dnia pani doktor powiedziała.
– No… Ustabilizowała się. Jest nadzieja.
A następnego dnia.
– Jest dobrze. Nic się nie dzieje.
Aż w końcu.
– Nic się nie dzieje – i tak w kółko, a jeszcze po drodze parę razy:
– Udało się. Daliśmy jej kolejną szansę. Jest mocna.
– Kurwa! To nie tak miało być! – pomyślałem.
Przecież nie po to przeżywałem i okłamywałem sam siebie, żeby w końcu stwierdzić, że się myliłem.
– Że nie wierzyłem? Ale w co miałem wierzyć? Że wyzdrowieje? Że uda się? Co? – takie pytania czytały moje myśli, kiedy zapatrzony stałem z papierosem w ustach na sklepowym parkingu o północy i spoglądałem wzrokiem szaleńca w kierunku północno – zachodnim, gdzie w odległości mierzonej czasem, cały czas cierpiała Ona.
Ale kto by uwierzył, że można przez tygodnie mieć otwarty brzuch i zjebane serce, wentylować się sztucznie i żyć tak chyba na niby i z takiej odległości mierzonej… no właśnie, nie wiem czym, wyjść w końcu na światło i Być!
– Nie wierzę w cuda – powiedziałem wtedy Kamili.
– Mówiłam Ci, że się uda – odpowiedziała.
Byłem rozczarowany, bo pogodzony z Jej śmiercią. Nie przygotowany, bo nie da się przygotować na śmierć, ale pogodzony, a to już było dużo.
A tu: W tył zwrot! Baczność!
Pługi targały mną na wszystkie strony. Woły były jak anioły.
Related posts
Zostaw komentarz
Dziwne to wszystko. . jak zrozumieć sens takich wydarzeń? Ale Marysia jest cudem. Było tak źle, a Ona wciąż jest ❤
View Comment