Data przyjęcia na oddział to 6 sierpnia 2014 r. Gdybym wiedział, że kolejny wypis dostanę do ręki za 9 miesięcy, to…
Nie wiedziałem. Bo rurka założona, bo można tak latami, bo jest szansa.
– Ale na co? Na dziecko na respiratorze? Z brzuchem jak źle napompowana piłka do nogi? Z tymi oczami co chcą mnie zjeść, czasem z miłości, czasem z żalu.
Bo Marysia, po pół roku swojego życia, tego co go spędziła zakuta w łóżku, wyciągnęła jednego gwoździa, ale jednego i nic więcej.
Po założeniu rurki tracheo mogła być wentylowana bezpieczniej, dłużej… bez końca?
– A przepraszam? W szpitalu, czy w domu? Jak w domu? – pytałem pustkę, a ona nie odpowiadała.
Rycerz Bruno na tej wojnie zawojował świat tak beznadziejny, że aż niemożliwe, że już odległy. Jakby dzisiaj nieprawdziwy.
No bo tak. Maryśce zakładają rurkę, a on się nudzi. Ona ma gorączki, a on bolączki prawie już sześciolatka.
– To jak z tą Marysią tata? Bo mówiliście, że do lata… Tata? Dlaczego nie odpowiadasz? Tata!
Czasem płakałem przy nim i on widział to, że jestem w tym słaby, ale wiedział, że płakać to jak śmiać się tylko, że na smutno i że jak ci się chce śmiać to się śmiejesz, a jak płakać to płaczesz. Przytulał mnie mocno. Bał się o siebie. Widział Ją na zdjęciach. Nigdy na żywo. Dla Niego Marysia była opowieścią, często nieciekawą zawsze prawdziwą, bo mamy małe mieszkanie i słyszał strach i widział wielkie oczy.
W szpitalu dostaliśmy nowy pokój, to znaczy dwuosobową salę. Salę znaczy salkę, a salkę znaczy 6 tysięcy mysich kroków na 2 tysiące mysich kroków. Okno na podwórze, wielka szyba zamiast ściany na niej króliczki, prosiaczki i kubusie jak nie tajni agenci podglądacza co widzą wszystko co tu się dzieje, za szybą sala obok i sali tej operator W. Potem za kolejną szybą dyżurka pielęgniarek i kolejna szyba i sala następna i ściana. Łóżeczko Marysi stało prawie że w drzwiach, których nie było, bo być nie mogło skoro stało tam łóżeczko. Obok łóżeczka cały czas i dla Niej od zawsze piszczały alarmy, migały diody, i płonął monitor, a czas nie był tam mierzony zegarem, tylko kroplami kroplówek.
– Jesteśmy na parterze. Za oknem jeżdżą tramwaje, za oknem Bruno tęskni za mną. Do widzenia.
Related posts
Zostaw komentarz
Przeczytałem wszystko,cały blog, ze łzami w oczach.Dobrze to wszystko opisałeś.Świat wali się w takiej sytuacji,i wpadamy w „czarną dziurę” po kilka razy,ale spływają na nas siły tak potężne, że dajemy radę i wyłazimy choćby na kolanach z tej „… dziury”. Życzę siły i wytrwałości.Amite.
View CommentDzięki Amite.
View Comment