Cichociemna nadzieja była u kresu swojej wytrzymałości, kiedy ze spuchniętym brzuchem i widokiem na olbrzymie perspektywy Maria kierowała swoim losem ze szpitalnego łóżka Oiom-u w Zabrzu. Nic dwa razy się nie zdarza i do rzeki tej samej dwa razy nie wchodzę, no chyba że na Oiomie w Zabrzu, gdzie ciągłe deja vu zapętlało się przez półtora roku w jeden wątek pt. „Ile Ona jeszcze wytrzyma?”, aż tu nagle:
– Ale po co oni Jej tego pega zakładają?
– Jak po co? Żeby mogła jeść.
– Jeść?
– Jeść, bez zarzygiwania płuc. Może będzie mogła wyjść do domu.
– Co ty mówisz? Jak wyjść do domu?
– Przecież całe to Jej leczenie ma prowadzić do tego, że wyjdzie do domu.
– Jak? Do domu?
Po siedemnastu miesiącach na Oiom-ie, po takim narkotycznym przyzwyczajeniu nagle i niespodziewanie:
– Wyjdziecie do domu.
– Jak?
– Normalnie, drzwiami.
I wcale się nie cieszyłem. Po co Ona ma iść do domu? Przecież nie damy rady. Przecież Ona cały czas jest chora, słaba, marna i chora, słaba, marna…
– Wyjdziecie drzwiami i będziecie objęci programem „wentylacji domowej”.
– Zejdę tu w końcu – myślę, ale nie mówię.
Raz w tygodniu lekarz, pielęgniarka dwa razy. W domu respirator, ssak, pulsoksymetr, stosy cewników, filtrów do rurki tracheo, strzykawek, igieł, fiolek, pojemników na lekarstwa pełnych lekarstw i lampki i liczniki i „pipi”… w domu?
– Jak? Do domu?
Dzisiaj chichoczę na te wspomnienia, ale wtedy:
– Kamila? Oni mówią na serio, że my możemy wyjść do domu.
– Mówiłam Ci, że Ona jest przefranca i wyjdzie z tego?
– Z czego? My tylko wychodzimy ze szpitala. A co z Gąbką? Jak tym nasiąknie, to zwariuje. Nie możemy mu tego zrobić? Nie będziemy pracować? Ej! Powiedz coś.
– Ty w nic nie wierzysz!
– A ty wierzysz, że dzieje się to naprawdę? Maryśka w domu!? Halo! Co z Brunkiem?
– To po co tam jeździłeś przez półtora roku? Jak co z Brunkiem? Przeżyje to. Będzie musiał.
Dla Niego Marysia była wirtualną siostrą, oswojoną porażką. Dla sześciolatka czekać jeden dzień to wieczność, czekać półtora roku to męczarnie, o których zawsze będziemy pamiętali. Nie, nie będziemy mu za nie dziękowali. Znał Ją z telefonu i z zawsze naciągniętych opowieści jak to Ona się uśmiechała i że wie o Nim i że będzie dobrze, a tu:
– Bruno musimy Ci coś powiedzieć. Marysia wróci do domu!
– Huraaaaaaaa! Jak do domu? Tu do nas? Będzie mieszkać z nami?
– Tak.
– Będzie mieszkać w moim pokoju?
– Nie.
– Ale będę się z Nią mógł bawić?
– Na razie nie.
– Ale pokażemy ją babci?
– Na razie nie.
– A kiedy?
– Za jakiś czas?
– Ale kiedy? Za miesiąc?
– Może.
– O nieee…
Obietnica zakazanej siostry zrobiła na Nim mniej więcej takie samo wrażenie jak na mnie. Ogromne. Ale miękły mi nogi i czasami bolał mnie brzuch.
Related posts
Zostaw komentarz