Pamiętam jakby to było dzisiaj. 19 września 2013 roku. Poczekalnia w poradni ginekologicznej w Bielsku-Białej. My i dwie inne pary. Dzień badań prenatalnych. Tamci młodzi zestresowani, my nie. Drugie dziecko, rodzice wiekiem dojrzali. W końcu nadeszła nasza kolej. Fotel, USG, patrzę w oczy Kamili, uśmiecham się, widzę monitor i … bardzo długie milczenie pani doktor. W końcu pytam.
– Wszystko w porządku?
I jej warknięcie.
– Diagnozuje.
Po dziesięciu minutach niekończącej się ciszy wyrok.
– Wytrzewienie lub przepuklina sznura pępowinowego.
– Co gorsze?
– Jedno gorsze od drugiego.
Od razu myśli w mojej głowie, że to niemożliwe, że młoda lekarka, pewnie się myli, że to minie. Może aborcja? Może dziecko samo umrze? Co to kurwa jest?! Wyszliśmy z gabinetu lekarskiego niemi, okradzeni z marzeń, niedowierzający. Co robić? Gdzie iść? Będzie dobrze, pomyślałem. To nie może być prawda. Następne USG za parę tygodni. Czekamy. Może dodatkowy brzuszek się wchłonie. Przecież to nie mogło spotkać nas!
Po kilku dniach, na chwilę zapomniałem o sprawie, może nie zapomniałem, a nie chciałem pamiętać. Parę tygodni spokoju przeplatanego pytaniami „A może jednak to prawda? Może urodzi się chore?”, ale zaraz potem pewność, że przecież to niemożliwe.
Dwadzieścia cztery dni później ten sam gabinet, ta sama pani doktor, to samo krzesło, ten sam brzuszek. Ten sam szatański wyrok. Dziecko urodzi się chore, może mieć wady genetyczne, może być upośledzone, może nie przeżyć.
– Może usuniesz? – zapytałem głupio tamtego wieczora.
– Nie usunę, to moje dziecko.
Potem jeszcze lekarz.
– Aborcja?
– Nie. Amniopunkcja.
Related posts
Zostaw komentarz
Jak to czytam to dokładnie jakbym widziała mnie i mojego męża… tak samo zaczynająca się historia chociaż dalsze losy napewno trochę inne… 😯 czytam dalej chociaż już łzy i tak mi napływają do oczu… mogę tylko napisać Trzymajcie się…
View Comment