Do Łodzi 300 km, ale co tam, w samochód i jazda. O 3:30, żeby być na pewno na 9:00. Gabinet w podziemiach Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, miły lekarz i wielka szpila. Pierwszy raz w życiu widzę tak dobrego, mądrego, wrażliwego doktora. Przypomina trochę doktora Dolittle, ale w rzeczywistości uczył się u niego dr House, kilka razy zaliczając poprawki. Pierwszy raz widzę też taaaaaaką szpilę. Znowu USG. Patrzę na jej ręce, nogi, głowę. Widzę jak ucieka przed szpilą. Widzę, że to Coś chce żyć, chociaż żyć nie powinno. Amniopunkcja wychodzi prawidłowo. Nie ma wad genetycznych. Aborcja nie wchodzi w grę, ale co dalej? Kamila chce rodzić w Łodzi, bo najlepsi specjaliści. Namawiam ją jednak na Śląsk, czego nigdy sobie nie wybaczę. Nie dlatego że źle, ale dlatego, że może w Łodzi byłoby inaczej, cokolwiek dzisiaj to znaczy. Na Śląsku prowadzi nas życzliwy, ciepły, miły i przede wszystkim kompetentny lekarz. To on, jako pierwszy nie owija w bawełnę. Szanse? 11%. Jedno na kilkanaście tysięcy urodzeń. Przyczyna choroby: nieznana.
Trzeba umówić się z chirurgiem. Znajduję go w Katowicach. Patrzy w papiery i głośno czyta
– Jelita, wątroba, dwunastnica, żołądek poza ciałem. Powiem krótko, ciężki przypadek.
– Jakie szanse doktorze?
Patrząc mi w oczy, nie chcąc odbierać nadziei mówi.
– 60% na…przeżycie operacji zaraz po urodzeniu.
– 60% to dużo – myślę, nie mając pojęcia o czym on mówi.
Mijają miesiące. Rozmawiamy o tym często. Czasem nie rozmawiamy. Wieczorami patrzę na pięcioletniego syna i myślę „Jak byłoby cudownie, gdyby wszytko było ok. Gdyby dziecko w brzuchu jego mamy, mogło być zdrowe. Gdyby on Człowiek Gąbka, nie musiał nasiąkać naszym lękiem przed tym co ma nadejść”. Wtedy jeszcze nie jestem świadomy tego co nas czeka. Lekarze opowiadają historie takich dzieci i mówią, że miesiąc może trzy, operacja i do domu. Straszna perspektywa ta operacja, ale trudno mówimy sobie.
Related posts
Zostaw komentarz